Wykorzystywanie ćwiczeń fizycznych do treningów menedżerskich robi w Europie Zachodniej karierę. Ale coraz częściej nie jest to czysta szkoła przetrwania czy sesja na sali gimnastycznej.  Zwykle szkolenia przygotowują trenerzy survivalu razem z psychologami i konsultantami. Andersen & Bjornskov zatrudnia byłych komandosów z duńskich jednostek specjalnych. Kiedy przeprowadzają ćwiczenia, delegatom przygląda się zawsze psycholog lub socjolog. Na podstawie  obserwacji określa razem ze specjalistą od zarządzania potrzeby szkoleniowe i przygotowuje skrojony na miarę trening. Nie jest to tanie, ale przynosi znakomite efekty.

– Niestety, większość szkoleń menedżerskich niewiele różni się od tego, co tak serdecznie znienawidziliśmy w szkole – uważa Stephen Goodwill – tablice zamieniono na rzutniki a klasy nazwano salami treningowymi ale nadal wszystko polega na tym, że trener mówi a słuchacze zapamiętują. Dyskusja i rozwiązywanie fikcyjnego problemu są już lepsze, ale nigdy nie dadzą takiego efektu jak nauka poprzez działanie (learning by doing). Tymczasem odpowiednio wykorzystane gry umożliwiają tzw. uczenie doświadczalne, czyli na podstawie tego, co sprawdziliśmy na własnej skórze.

Goodwill i Krouwel przestrzegają jednak przed nasyceniem szkolenia samymi grami. Nie tylko ze względu na wytrzymałość fizyczną ludzi. Polecają wsparcie gry dyskusją na temat zachowań uczestników i podaniem niezbędnej porcji informacji. Ale tylko takiej, która jest bezpośrednio związana z wykonywanym wcześniej ćwiczeniem i nadaje się do zastosowania w praktyce.

Zdaniem szefów Andersen & Bjornskov w przyszłości szkolenia łączące survival, grupowe ćwiczenia fizyczne  i gry mogą wyprzeć klasyczny incentive.  Mają bowiem walory edukacyjne a jednocześnie stanowią świetną formę bonusu i marchewki motywacyjnej. – Zgłaszają się do nas bogaci klienci, którzy mówią, że ich pracownikom znudziły się już wycieczki na Karaiby, teraz chcą czegoś emocjonującego – mówi Per Bjornskov. Rzeczywiście, kiedy zrzucano mnie na linie z dachu dziesięciopiętrowej wieży, na brak emocji nie narzekałem.