Ćwiczenia fizyczne stają się popularnym elementem szkoleń w firmach. Ponieważ stanowią dla pracowników  atrakcję, można je wykorzystywać jak bonusy. Jednocześnie, odpowiednio dobrane, mają większe walory edukacyjne niż klasyczny trening.

Pewna duńska firma stworzyła od podstaw dział  public relations.  Ponieważ zatrudniono w nim ludzi, którzy wcześniej w ogóle się nie znali, a już za kilka dni mieli efektywnie współpracować, szefostwo zleciło mi zorganizowanie im tzw. team building activities.  Coraz częściej wykorzystywane są one przez przedsiębiorstwa, by poprawić relacje między pracownikami albo zjednoczyć nowo przyjęte osoby z resztą załogi.

Nie tylko survival

DHL i Phillip Morris, by stworzyć wśród pracowników atmosferę pracy zespołowej, wykorzystują różne formy szkół przeżycia.  Wychodzą z założenia, że krańcowo trudne sytuacje jednoczą ludzi wobec wspólnego problemu, a powstała między nimi więź przenosi się także na obowiązki zawodowe. Uczestnicy szkoleń musza więc wspinać się po skałach, wydostawać z zawiłych jaskiń albo grać w różne odmiany podchodów.

Jednak survival jest drogi  i wymaga poświęcenia nań minimum kilku dni. Mogą sobie na to pozwolić duże koncerny, ale nie owa duńska firma. Na szczęście atmosferę współpracy można tworzyć także za pomocą prostszych, możliwych do wykonania w sali konferencyjnej ćwiczeń.  Ponieważ są to zwykle nie wymagające skupienia gry, warto je zorganizować podczas przerw między pozostałymi treningami.  – To dość zaskakujące zagranie ze strony szkoleniowca – stwierdził Thomas, jeden z uczestników kursu – ale w sumie nawet dość rozsądne. Zwykle przerwy i tak są za długie i uczestnicy zamiast integrować się z nowymi ludźmi, rozmawiają w małych grupach dotychczasowych znajomych.

Rzuć się w ręce szefa

-Najważniejszy element zgranego zespołu to wzajemne zaufanie jego członków – uważa Sebastian Nybo, duński psycholog zarządzania. Gdańska firma Akademia Przygody kształtuje je w nietypowy sposób. Każdy z uczestników szkolenia, po kolei, idzie z zawiązanymi oczyma przez teren pełen zasadzek. Musi zaufać pozostałym, że właściwie kierują jego krokami.  Następnie wchodzi na drzewo i z gałęzi rzuca się w ręce kolegów, wierząc, że go złapią.

W sali konferencyjnej można przeprowadzić uproszczoną wersję ćwiczenia.  Na podłodze ustawiłem slalom z szerokich i niskich jak znicze, płonących świeczek.  Wszystkim uczestnikom zaś kazałem zdjąć buty. Każdy z nich, z związanymi oczyma, musiał przejść przez slalom zdając się na wskazówki kolegów.

Następnie każdy z delegatów wchodził na wysoki stół i stawał tyłem do jego krawędzi. Inny uczestnik przytrzymywał jego stopy, a ów delikwent musiał się odchylić do tyłu aż do utraty równowagi. Pozostali łapali go, gdy spadał ze stołu.  – To ćwiczenie polecam szczególnie w takiej konfiguracji: szefowie rzucają się w ręce podwładnych, a podwładni w ręce szefów – mówi Nybo – okazuje się, że wtedy skok przychodzi najtrudniej, łatwiej zawierzyć koledze z pokoju niż szefowi. Wiele firm musi poprawić zaufanie w pionie struktury organizacyjnej.

Kolejna część artykułu – za tydzień