Szkolenia team building kojarzymy głównie z wiosna i latem.  Wtedy pogoda najbardziej sprzyja zajęciom w terenie. Jednak pracodawcy coraz częściej organizują wyjazdy integracyjne zimą – pod dachem.

 Od wczesnych godzin wieczornych w starej przedwojennej willi profesora Śliwińskiego trwało przyjęcie, na które zaproszeni byli tylko bliscy przyjaciele. Profesor, uznany archeolog, chciał w ten sposób uczcić swój powrót z wykopalisk w Afryce.

Nagle, ok. 21.00, w całym domu zgasło światło. Zapadła ciemność – willa znajdowała się na małej, prywatnej wyspie na jeziorze i latarnie tu nie dochodziły.

Chwilę później kilkoro uczestników przyjęcia usłyszało przeraźliwy jęk prezesa Barskiego. Niemal natychmiast zrobił się ogromny harmider i wszyscy wybiegli na korytarz. Wszyscy, z wyjątkiem prezesa Barskiego. Nastało nerwowe oczekiwanie.

To nie jest początek powieści kryminalnej. To fragment informacji, który po zameldowaniu się w hotelu otrzymali pracownicy firmy produkującej napoje chłodzące. Właśnie przyjechali na szkolenie, którego celem była poprawa komunikacji między departamentami i wzmocnienie zespołu przed szczytem sezonu sprzedaży.

Ten koncern najgorętsze miesiące przeżywa od marca do końca września. Wczesna wiosna to czas intensywnej produkcji i wypełniania magazynów. Od maja do jesieni dochodzi do tego także kampania promocyjna i sprzedażowa. Dlatego w tym okresie nie ma najmniejszej szansy na oderwanie choćby tylko części załogi od pracy. Dotyczy to także osób pracujących w biurze – bo więcej sprzedaży to więcej faktur, reklamacji, itp. Oznacza to, że wyjazd integracyjny może się odbyć wyłącznie pomiędzy listopadem a lutym.

Przez dwa lata firma próbowała organizować szkolenia integracyjne na śniegu (np. na saniach).  Jednak nie jest to proste – w polskim klimacie częściej niż śnieg mamy błoto pośniegowe. Tzw. „chlapa” nie sprzyjała zajęciom w terenie. Tylko najwytrwalsi pracownicy dobrze się bawili. Dlatego dyrektor personalny postanowił poszukać miejsca, gdzie śnieg jest niemal pewny. Wybór padł na styczeń (już po świętach ale jeszcze przed feriami) i Alpy lub Tatry. Z Alp szybko zrezygnowano z powodu ceny i czasu potrzebnego na dojazd. Pozostały Tatry. Jednak i tu pojawiły się trzy trudności. Po pierwsze – zima to dla górali czas żniw,  dlatego ceny wynajmu hoteli są tu wtedy wyższe niż w innych rejonach kraju.  Po drugie, w sezonie hotele są rezerwowane z dużym wyprzedzeniem i znalezienie aż 100 wolnych miejsc w jednym obiekcie jest trudne. A tyle właśnie osób miało brać udział w wyjeździe. Wreszcie, firma mieści się w Warszawie, czyli prawie 6 godzin jazdy od Zakopanego. Część pracowników zaczęła narzekać, że spędzi łącznie 12h w autokarze, by bawić się raptem dwa dni w Zakopanem.

Zniechęcony tym wszystkim dyrektor personalny postanowił zmienić podejście do wyjazdów. Zaczął sprawdzać, czy jest możliwe zaaranżowanie atrakcyjnego wydarzenia budującego zespół – ale pod dachem. Zadanie postawione przed firmami szkoleniowymi nie było proste. Szkolenie miało mieć spójną i oryginalną fabułę, która będzie dla uczestników ciekawą niespodzianką. Zajęcia miały angażować ludzi na płaszczyźnie intelektualnej i emocjonalnej. Nie mógł to być warsztat, w którym większość grupy tylko siedzi. Wszyscy (100 osób) mieli być cały czas aktywnie zaangażowani, ruszać się, coś robić. Dodatkowo, zadania miały być zespołowe – chodziło o podkreślenie, że dobra współpraca i komunikacja mają sens. Ludzie mieli wynieść z zajęć sporo przydatnych w pracy przemyśleń. Nie chodziło tylko o zabawę.

Po analizie ofert wybór padł na koncepcję zajęć opartych na fabule kryminalno – policyjnej, w atmosferze rodem z powieści o Herkulesie Poirot.  W ramach półtoradniowego programu uczestnicy zamienili się w zespoły śledcze. Każdy z nich wziął udział w kilku zadaniach. Były to osobne śledztwa, skupiające się na różnych aspektach pracy zespołowej. W jednym z zadań grupa, podzielona na mniejsze drużyny, otrzymała ogromną plansze – mapę miasta. W mieście ukrywał się złodziej. Śledczy musieli skoordynować obławę: podzielić rejon pomiędzy poszczególne radiowozy (każda drużyna miała jeden samochód), opracować system komunikacji (sytuacja ciągle się zmieniała i trzeba było ustalać ciągle nowe plany), wybrać koordynatora itp. W innych śledztwie należało rozwiązać zagadkę kryminalną, w której ilość informacji była tak duża, że dopiero 5-6 osób dawało radę je ogarnąć. Musieli więc efektywnie się komunikować, bo dopiero złożenie wszystkich danych w logiczną całość pozwalało stworzyć akt oskarżenia. W sumie w czasie wyjazdu każdy brał udział w sześciu śledztwach, których specyfika wykluczała pracę indywidualną. Za każdym razem grupa – by sobie poradzić – musiała wykorzystać inną zdolność: koordynacji, komunikacji, planowania, podporządkowania się liderowi itp. Wszystkie zadania – po zakończonym śledztwie – mogły być więc omówione także pod katem pracy zespołowej czy komunikacji w firmie.

 

Oczywiście fabuła kryminalna nie jest jedyną, jaka nadaje się do integrowania zespołów „pod dachem”. Z naszych doświadczeń wynika, że przedsiębiorstwa często korzystają też z innych typów scenariuszy. Jakie to scenariusze? O tym opowiemy w kolejnej części artykułu – za tydzień na naszym blogu.

 

5/5 - (1 vote)